piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 3

Obudziłam się w miękkim łóżku, od razu poraziło mnie jasne światło dzienne. Przymknęłam oczy i przewróciłam się na bok. Jak ja nie znoszę kiedy od razu po obudzeniu światło pada mi na oczy! Dla wszystkich jest to drażniące, ale mnie to czasami praktycznie boli, nie ukrywam, to prawdopodobnie przez to, że mam wzrok lepszy niż inni, nie wiem, ale to wkurzające i tyle. Po chwili przyzwyczaiłam się do jasnego światła i mogłam otworzyć oczy, bardzo się zdziwiłam kiedy odkryłam, że nie jestem w moim pokoju, mało tego, nie byłam nawet u siebie w domu. Ściany w pomieszczeniu były niebiesko-białe trochę jak białe chmury na niebie, w jednym miejscu było biało, po chwili kolor się rozmywał i przechodził w niebieski, mało tego, podłoga wyglądała jakby była chmurą, była biała i no jakby to nazwać, puszysta? Tak puszysta jak te białe chmury wiosną. Starałam się przypomnieć sobie co się stało, pamiętałam o niebieskim krysztale i fioletowym kamieniu, połączyły się i chyba utworzyły coś w rodzaju eee...portalu, który mnie wciągnął, na koniec zobaczyłam niebieskiego chłopaka i na tym wszystko się kończyło. Nie, to nie mogło stać się naprawdę, pewnie walnęłam się o coś i teraz mam jakieś zwidy czy coś podobnego... Właśnie wtedy drzwi od pokoju się otworzyły i staną w nich niebieski chłopak, jego białe włosy wyglądały jakby co chwila rozwiewał je wiatr a złote tęczówki wyglądały jakby były z ciekłego złota. tak, to na pewno są jakieś przywidzenia, tacy ludzie nie istnieją...no o ile to jest człowiek. Niebieski podszedł do mnie i uśmiechnął się przyjaźnie, niepewnie odsunęłam się o kilka centymetrów.
-Hej, ja nie gryzę.-powiedział uśmiechając się.
-Kim jesteś?-zapytałam mierząc go wzrokiem.
-Nazywam się Fen.-przedstawił się krótko.
-Ale kim jesteś? Z tego co wiem ludzie nie są niebiescy.-stwierdziłam.
Fen zaśmiał się jakbym opowiedziała dobry żart.
-Skąd ty się urwałaś? No a z tego co ja wiem to elfy nie miewają czerwonych włosów.-odpowiedział przyglądając się mi.
O czym on mówi?! Jakie elfy?! Chodzi mu o te małe, skrzydlate stworzonka ze szpiczastymi uszami z bajek dla dzieci?! No ja na pewno nie jestem żadnym elfem i co mu do mojego koloru włosów?! Musiałam się porządnie walnąć w głowę, że miałam takie zwidy!
-Nie rozumiem o czym ty mówisz, nie wiem kim jesteś i nie interesuje mnie to, chcę żeby ten sen się skończył i tyle.-powiedziałam.
-Hę?-chłopak wyglądał na zaskoczonego-Dobrze się czujesz?-zapytał.
-Tak, albo nie, nie wiem, chcę się obudzić s tego cholernego snu!-odpowiedziałam potrząsając głową.
 -To nie jest sen... To serio jest dla ciebie takie dziwne? Skąd ty jesteś?
-Jak to skąd? Nie udawaj głupiego, z Paradwyn, to przecież oczywiste, nie ma innej zamieszkanej planety.-odpowiedziałam.
-Para...Prada...Prawid co?-Fen zrobił wielkie oczy.
-Paradwyn, nie wygłupiaj się.
-Nigdy o czymś takim nie słyszałem, jesteśmy w Nubilii, krainie Serafinów, władców wiatru.-odpowiedział z pełną powagą.
Zrobiłam minę jakby smok walnął mnie ogonem między oczy. Nie, to już było za wiele, to przecież jakiś głupi sen... Tylko czemu ten głupi głos w mojej głowie mówi mi, że to się dzieje naprawdę?! Jacy Serafini, jaka kraina wiatru? Nic z tego nie rozumiałam i jeszcze ten jego tekst o elfach. Tak bardzo chciałam mu nie wierzyć, chciałam się obudzić, ale w głębi duszy wiedziałam, że nie mogę się obudzić, że to się dzieje naprawdę a to, co mówi Fen to szczera prawda. No ale przecież poza Paradwyn nie ma żadnej innej znanej i zamieszkanej planety! I o co chodziło z tymi kamieniami?!
-Nic z tego nie rozumiem...-mruknęłam-Powiem ci jedno, może i oberwałam w łeb, może nie wyglądam jak większość ludzi, ale wiem, że jestem z Paradwyn i obojętnie co się tu dzieje chcę wrócić.-powiedziałam podrywając się z łóżka-Poza tym skoro tak to chyba ty jesteś Serafinem nie?
-No nie, pochodzę z Celadonii, krainy wody, jestem mieszańcem, tata był Serafinem.-wzruszył ramionami.
Myślałam, że nie może być dziwniej, no bo przecież nie może nie? To już kompletne wariactwo! Miałam taki mętlik w głowie, że nie mogłam skupić się na żadnej myśli, więc tylko patrzyłam na Fena zagubionym wzrokiem.
-Eee...nic z tego nie rozumiem...Przecież...zawsze mówili, że tylko Paradwyn...ale wy i to...jak ja...-zaczęłam się jąkać.
-Mnie się nie pytaj...może zaprowadzę cię do Zenitha?-zaproponował.
-Eee...a kto to?
-Nasz przedstawiciel w Radzie Światów, może on ci pomoże.
Nie zastanawiałam się długo, chciałam wrócić do domu i tyle, jeżeli ten cały Zenith może mi pomóc to dobra. Przysięgam, jeżeli to przez te kamienie Voida to go chyba uduszę jak tylko wrócę! Kiedy wyszłam na zewnątrz spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Cała Celadonia była zbudowana w powietrzu na wielkich chmurach, jedne wisiały niżej inne wyżej, wszystkie budynki utrzymywały się na nich a mieszkańcy spokojnie po nich spacerowali. No właśnie, mieszkańcy...Ciężko mi ich opisać, skórę mieli normalnego koloru, nie byli niebiescy, za to wszyscy mieli złote oczy, ich włosy były białe, błękitne jak niebo albo w zwyczajnych kolorach i niektórzy mieli skrzydła, tak, skrzydła! Z pleców wyrastały im pierzaste skrzydła we wszystkich kolorach! Fen wyjaśnił mi, że wszyscy Serafini posiadają skrzydła, ale nie używają ich stale ponieważ to wymaga użycia magii, która...no nawet nie wiem co, byłam zbyt zszokowana całym tym widokiem. Dodatkowo dowiedziałam się, że dla tych "nielotnych" na wyższe i niższe poziomy są specjalne powietrzne tunele czy coś takiego, bynajmniej właśnie do jednego z nich szliśmy. Najpierw się zdziwiłam bo po prostu stanęliśmy pod inna chmurą i niczego szczególnego nie zobaczyłam. Fen podprowadził mnie jeszcze kawałek i wtedy moją twarz owiało przyjemnie ciepłe powietrze lecące pionowo w górę.
-Trzymaj się mnie.-powiedział spokojnie Fen i wszedł w strumień powietrza ciągnąc mnie za sobą.
W jednej chwili poczułam jak moje stopy odrywają się od puszystego podłoża i polecieliśmy w górę. Wylądowaliśmy na największej chmurze jaką dotąd widziałam, niedaleko widziałam pałac z jakiegoś biało-niebieskiego kamienia, który przypominał nieb, po którym przesuwają się chmury. Poszliśmy tam, przy wielkiej, złotej bramie zatrzymało dwóch strażników ubranych w lekkie zbroje, z cienkimi włóczniami w dłoniach.
-Przychodzimy po radę do Zenitha.-powiedział spokojnie Fen jakby nie widział ostro zakończonych broni.
Strażnicy spojrzeli na mnie nieufnie, czułam na sobie ich wzrok kiedy przyglądali mi się z zaciekawieniem.
-Jest niegroźna.-zapewnił ich Fen widząc co się dzieje.
Nie tylko ci dwaj tak dziwnie na mnie patrzyli, kiedy tu szliśmy przechodnie mi się przyglądali z nieukrywanym zaciekawieniem. No pewnie, bo to ja paraduję ze skrzydłami na plecach nie? Zastanawiałam się czy to nie przez to o czym wspomniał wcześniej Fen, o elfach z czerwonymi włosami, może brali mnie za taki przypadek? Byłam pewna, że nie jestem elfem, na Paradwyn nie żyły elfy, moi rodzice nimi nie byli i ja też nim nie byłam.
-Zaczekacie w sali Rady.-powiedział jeden ze strażników i przepuścili nas do środka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak na moje to słaby ten rozdział, kąpiel w morzu wysoliła mi mózg >.<. No wymyśliłam to w autokarze, kiedy nie spaliśmy na wycieczce do rana i jeszcze kiedyś tam na matmie napisałam początek. Teraz idę wytrzepać do końca piasek z włosów. Dedyk dla Kath <3.
Czytałeś = skomentuj (anonimy też mogą)