środa, 22 maja 2013

Rozdział 2


Po wyjściu od Voida musiałam dostarczyć jeszcze kilka zamówień ,które przygotowałam wczoraj ,dzisiaj miałam tyle szczęścia ,że nie musiałam biegać z jednego końca miasta na drugi ,wszystko szybko załatwiłam i byłam wolna już przed czternastą. Po szybkim obiedzie ze Stellą poszłam prosto do Wielkiego Lasu na północy miasta ,stamtąd miałam dojście do wszystkich miejsc ,które dzisiaj mnie interesowały. Kiedy weszłam między drzewa pierwszym co mnie przywitało ,był szum wody w płynącej niedaleko rzece ,właśnie w tamtą stronę się skierowałam. Szłam z rękami w kieszeniach ,sztylet delikatnie obijał mi się o biodro ale wcale mi to nie przeszkadzało ,przyzwyczaiłam się już do tego. Szłam ścieżką prowadzącą prosto nad rzekę kiedy nagle usłyszałam świst gdzieś z tyłu. Ledwie zdążyłam się uchylić od przelatującej mi koło ucha strzały.
-Kurczę Kira ,przepraszam!-usłyszałam a po chwili z pobliskiego drzewa zeskoczył wysoki ,szczupły ,brązowowłosy chłopak o mocno zielonych oczach z łukiem w dłoni.
-Który to już raz próbujesz mnie ustrzelić Kwintus?-zapytałam lekko rozbawiona.
Chłopak lekko się zarumienił ale nie odwrócił się, patrzył mi odważnie prosto w oczy.
-Nie musiałbym próbować gdybyś dała się upolować.-odpowiedział uśmiechając się rozbrajająco.
-Może kiedyś, na pewno nie teraz.-rzuciłam z rozbawieniem.
-No ale czemu nie teraz?-Kwintus zrobił minę proszącego pieska.
-Bo na razie jest mi dobrze bez żadnych zmian.-wzruszyłam ramionami.
-Zawsze ta sama odpowiedź…A może przyda ci się ochrona? Wiesz, zawsze włóczysz się sama…
-Nie sądzę, wy macie ćwiczenia, a ciebie nie bardzo lubią smoki.-stwierdziłam.
-Tamten jeden był wredny…-mruknął pod nosem.
Zaśmiałam się cicho przypominając sobie jak pewien zielony smok podpalił Kwintusowi włosy.
-No, ja znikam, mam jeszcze trochę do zrobienia.-stwierdziłam i zanim chłopak spróbował mnie zatrzymać znikałam już za krzakami.
Niewiele później dotarłam nad małą rzekę, niedaleko znajdowały się Góry Księżycowe, w których żyły smoki. Przez rzekę przeszłam po wielkich, płaskich kamieniach wystających z wody a później ruszyłam w góry. Nie wchodziłam za wysoko, dotarłam do pierwszej wielkiej jaskini, już przy wejściu zobaczyłam długi, fioletowy ogon pokryty łuskami. Smok spał w swojej grocie. Bezszelestnie weszłam do środka ściskając w dłoni sztylet. Na ścianach błyszczały różnokolorowe kryształy a miejscami na ziemi leżały łuski zwierzęcia. Po cichu zebrałam wystarczającą ilość łusek i kryształów i szybko wyszłam z jaskini. Może umiałam sobie radzić ze smokami ale ten na pewno nie byłby zadowolony gdybym go obudziła.
Resztę dnia spędziłam w lesie, wieczorem moja torba była już wypchana najróżniejszymi rzeczami, które miałam dostarczyć jutro. Mogłabym już wracać do domu gdyby nie zamówienie Voida. Laguna Duchów była w głębszej części lasu, dotarłam tam dopiero kiedy zrobiło się już ciemno. Teraz tylko znaleźć to tajemnicze coś urwane z księżyca. Zawiesiłam torbe na jednej z wyższych gałęzi drzewa, na dłonie założyłam rękawiczki od czarnoksiężnika i zaczęłam przeszukiwać całą okolicę. Vestari akurat była w pełni i jej światło odbijało się od ciemnej tafli wody. Minęło już pół godziny a ja nic nie znalazłam, z irytacją spojrzałam w niebo.
-Ekhem…duchy, bogowie czy kto tam jeszcze siedzi i dobrze się teraz bawi, może mi pomożecie?-mruknęłam z irytacją.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że coś jest inaczej, na niebie poza wielką, błyszczącą tarczą Vestari widziałam też mały, blady okrąg świecący ledwie widzialnym, bladoniebieskim światłem, Ellai. Drugi z księżyców był rzadko widoczny, a kiedy już się pokazywał wierzono, że jest to jakiś znak. Coś miało stać się dzisiaj w nocy a ja błądziłam po Lagunie Duchów w poszukiwaniu tajemniczego cosia z Vestari, no pięknie… Nagle w wodzie coś zaczęło świecić na fioletowo, przyjrzałam się temu czemuś i zobaczyłam na dnie zniekształcony przez falowanie wody ciemnofioletowy kamień, z którego wydobywało się światło. Czyli mam to czego szukałam, przynajmniej tak mi się wydawało. Nie myśląc o niczym wskoczyłam do wody i zanurkowałam. Dopłynęłam do dna i podniosłam kamień, był dość spory ale nie był też ciężki, przyjrzałam się mu dokładniej. Kiedy znalazł się w moich rękach zaświecił jeszcze mocniej, był przyjemnie ciepły a jego powierzchnia była idealnie równa. Wypłynęłam na powierzchnię i otrzepałam się z wody. Co z tego, że byłam cała mokra, ten fioletowy kamień mnie ogrzewał. Zadowolona z siebie ściągnęłam z gałęzi torbę i ruszyłam przez las do miasta. Dopóki byłam w lesie trzymałam kamień w rękach żeby oświetlał mi drogę, w pobliżu miasta włożyłam go do torby żeby nie wzbudzał podejrzeń. Według pierwotnego planu miałam iść do domu ale coś mi kazało pójść prosto do Voida. Nie było w tym żadnej logiki ale moje nogi same zaprowadziły mnie pod drzwi obserwatorium. Drzwi były otwarte, weszłam bez problemów i od razu poszłam do głównej pracowni. Całe pomieszczenie rozświetlał na niebiesko kryształ z Ellai, w ciemności wydawał się jeszcze bardziej tajemniczy. W tym momencie kamień z Vestari zaczął świecić jeszcze mocniej i zaczął wyrywać mi się z rąk w stronę kryształu. Próbowałam go przytrzymać ale on ciągnął mnie coraz mocniej, torba zsunęła mi się z ramienia, potknęłam się i wylądowałam pod niebieskim kryształem. Fioletowy kamień wypadł mi z rąk i zetknął się z kryształem. Na początku wydawało mi się, że jednak nic się nie stanie, ale równocześnie kamień i kryształ zaczęły świecić jeszcze jaśniej rażąc mnie w oczy, wydawało mi się, że wszystko zaczyna się trząść, w uszach słyszałam coś jakby śpiew, nie mogłam zrozumieć słów ale słuchałam tego jak zahipnotyzowana, miałam wrażenie, że odzywa się jakaś zagubiona część mnie. Światło było jeszcze jaśniejsze. Poczułam jak się unoszę i jestem ciągnięta w stronę kryształu, chciałam się zatrzymać ale nie mogłam, nieznana siła ciągnęła mnie do kryształu. Musiałam zamknąć oczy bo światło było za jasne. Zanim się zorientowałam zostałam pociągnięta z zawrotną prędkością w przestrzeń, nie byłam już w obserwatorium, zderzyłabym się z kryształem albo ze ścianą a zamiast tego po prostu leciałam. Nagle opadłam na coś twardego. Otworzyłam oczy, kręciło mi się w głowie, byłam skołowana i jedyne co do mnie docierało to, to że leżę na miękkiej trawie. Usłyszałam szelest, czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia i może gdybym nie była taka skołowana od razu bym sięgnęła po mój sztylet. Nade mną pojawiła się ludzka twarz. No definitywnie ludzka, bo nigdy kogoś takiego nie widziałam. Chłopak miał niebieską skórę, białe włosy, złote oczy i fioletowe wargi.
-Wszystko dobrze?-zapytał mnie ale jego głos wydawał mi się strasznie odległy.
Cały świat jakby zawirował, wszystko zmyło się w jedna ciemną plamę i poczułam się jakbym opadała w dół…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~    
Rozdział z dedykacją dla Wiki i Kath ♥

środa, 1 maja 2013

Rozdział 1

Obudziłam się jak zawsze ,o ósmej ,przeciągnęłam się i ziewnęłam. Zeskoczyłam z łóżka i stanęłam przed lustrem. W odbiciu zobaczyłam dziewiętnastolatkę o włosach tak rudych ,że praktycznie czerwonych ,dużych ,fioletowych oczach ,małym ,lekko zadartym nosie i przylegających do głowy ,szpiczastych uszach. Lekko potrząsnęłam głową strząsając grzywkę z oczu i wyciągnęłam z szafy ubrania ,czarne legginsy i jasnofioletową tunikę. Szybko się przebrałam ,na nogi wciągnęłam ciemnoszare trampki do kolan ,a włosy spięłam w luźnego koka ,z którego wypuściłam kilka luźnych kosmyków ,przy biodrze przyczepiłam sztylet. Szybko przeszłam z sypialni do kuchni ,zjadłam szybkie śniadanie ,złapałam z krzesła moją torbę i wybiegłam z domu. Wyszłam na głównym placu Luminossi ,stolicy Paradwyn. O tej porze było tu strasznie tłoczno ,w powietrzu unosił się zapach świerzego chleba i czekolady. Przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam w stronę obserwatorium Voida. Ludzie mówili o nim różne rzeczy ,że coś kombinuje ,jest podejrzany i ma układy z ciemnymi mocami ,szczerze to sama nie bardzo mu ufałam no ale co ja miałam do gadania? Płacił mi więc nie marudziłam ,wykonywałam wszystkie zamówienia jakie dostawałam. Chociaż sama nie rozumiałam po co mu muszle z dna Świętego Jeziora Gwiazdy Północnej... Bardzo twórcza nazwa nie? Ech ci nasi przodkowie...
-Kira!-usłyszałam znany mi głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam przeciskającego się przez tłum czarnowłosego chłopaka o błyszczących ,zielonych oczach ,uśmiechającego się szeroko.
-Sicam...-zaśmiałam się kiedy chłopak chamując potknął się o własne nogi-Jak zawsze efektowne wejście.-stwierdziłam.
-Wejście Smoka mam opanowane do perfekcji.-odpowiedział uśmiechając się bezczelnie-A co do smoków znowu idziesz do niego?-zapytał.
-Skoro mi płaci to spełniam jego zamówienia...-wzruszyłam ramionami-Czego mamy się bać? Mamy wszystko ,co jest potrzebne ,nie ma na co narzekać więc czego się bać? Skoro on chce się bawić w jakieś czary mary to jego sprawa...
-Ale przecież... echhhh nieważne ,ciebie i tak nie przegadam.-westchnął Sicam kręcąc głową.
Nic nie odpowiedziałam tylko zaśmiałam się i spojrzałam w górę na błękitne niebo.
-Chcesz?-zapytał po chwili Cam podając mi papierową torebkę z bułkami czekoladowymi.
-Od kogo?-spojrzałam na niego.
-Ukradłem bratu ,on nigdy tego nie zauważa.-odpowiedział.
-Jak zawsze...-zaśmiałam się biorąc jedną z bułek-Dzięki Cam.-dodałam i poczochrałam mu włosy.
-Ej noo...układałem je piętnaście minut.-mruknął.
-Taaaaa jasne...ty nigdy się nie czeszesz.-rzuciłam z rozbawieniem.
-Pani wiem wszystko powraca?-czarnowłosy lekko mnie szturchnął-Zaraz zaczynamy trening ,muszę lecieć ,nie wpakuj się w coś.-dodał po chwili.
No tak ,Sicam szkolił się na łucznika w naszej armii ,sama nie wiedziałam po co to ,przecież panował pokój ,ale nic nie mówiłam.
-Może zobaczymy się w lesie.-rzuciłam za nim i ruszyłam dalej do obserwatorium.
Szłam jedną z głównych ulic miasta wspominając zeszłotygodniowe obchody Święta Vestari ,było to jedno z naszych najważniejszych świąt. Uśmiechnęłam się na wspomnienie wieczora z Sicamem i Stellą. Nie zauważyłam kiedy dotarłam pod szklane drzwi obserwatorium ,weszłam bez pukania i od razu skierowałam się do głównej pracowni. Pomieszczenie było na tyle duże ,że zmieściłyby się tu trzy smoki ,wypełniały je różne artefakty ,których pochodzenia i działania wolałam nie znać ,pośrodku pomieszczenia był ustawiony znajomy mi już niebieski kryształ z Ellai ,był wielkości dorosłego człowieka ,bił od niego delikatny blask i delikatnie ogrzewał pomieszczenie. Spojrzałam w górę na szkalny sufit w kształcie kopuły ,przez który można było obserwować niebo.
-Void!-odezwałam się zdejmując torbę z ramienia-Mam dla ciebie te muszle!-dodałam kiedy nie usłyszałam odpowiedzi.
-Spokojnie ,przecież się nie pali.-odpowiedział mi męski głos.
Jeżeli wyobrażacie sobie Voida jako starego ,brodatego faceta w dziwnej szacie nie możecie się bardziej mylić. Jest on starszy ode mnie o sześć lat ,ubiera się jak każdy normalny człowiek ,ma blond włosy i szare oczy lekko bladą skórę i jest dość chudy ale też nie jest słaby.
-Nie pali się ale mam jeszcze parę zamówień do wykonania.-odpowiedziałam przewracając oczami.
-Nie panikuj tak młoda ,wszyscy wiedzą ,że jesteś najszybszą dziewczyną w całym mieście i całymi dniami łazisz po lesie.-stwierdził Void wyciągając ręce z kieszeni i uśmiechając się ironicznie.
-Tylko się nie podlizuj ,ja jedynie wykonuję zamówienia i nic więcej ,jak dla mnie całe te twoje sztuczki są podejrzane ale to już nie jest mój problem.-powiedziałam wyciągając z torby mały pakunek ,który rzuciłam do czarnoksiężnika-A teraz zapłata.
Void podał mi skórzaną torebkę ,w której zabrzęczały monety. Bez sprawdzania ile tam jest schowałam ją do torby ,o czarnoksiężniku możnabyło powiedzieć wiele ale wiedziałam ,że płaci uczciwie więc ufałam mu w tej kwesti.
-To ja już się zwijam.-dodałam kierując się do wyjścia.
-Poczekaj chwilę.-zatrzymał mnie Void.
-Co jeszcze? Masz co chciałeś i tyle.
-Mam jeszcze jedno zamówienie.-powiedział a ja zatrzymałam się w półkroku i odwróciłam się w jego stronę.
-Jakie?-zapytałam.
-Ważne ,zapłacę dwa razy więcej niż dzisiaj.-odpowiedział.
-O co chodzi?-spytałam.
-W nocy widziałem jak coś spada od strony Vestari ,wylądowało gdzieś nad Laguną Duchów...-wyjaśnił.
-I mam ci to przynieść a ty jak zawsze nie powiesz po co.-stwierdziłam opierając się o framugę drzwi.
-Nie wiem co to będzie więc łap.-rzucił w moją stronę parę czarnych rękawiczek-Są odporne na wszystkie znane mi materiały ,powinny wystarczyć.-powiedział.
-Yhym...-mruknęłam oglądając rękawiczki.
-Powodzenia.-usłyszałam jeszcze na odchodnym.
-Nie dzięki.-odpowiedziałam i wyszłam na ulicę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A oto pierwszy rozdział ^^. Rozdział z dedykacją dla mojej kochanej ,cudownej Oli ,jesteś niezastąpiona :*. A do mojej sis Wiki Zdechlaka Spamiarza ,nie ciuluj mi tu ciulu ,ja pisałam z telefonu a nie jestem słownikiem jak ty ale i tak cię kocham :P.